Tak był wychowywany od niemowlaka.
Ubiera się sam -- teraz już sam sobie wyciąga rzeczy z szafy. Czasem dopomogę, patrząc na pogodę.
Myje się sam. Wszędzie. Bywam jednak potrzebna do spłukania szamponu. Czasem szampon pomyli z płynem do kąpieli.
Nakrywa do stołu. Myje naczynia (niedokładnie, ale nie mówcie mu tego), wyciera. Niemal gotuje... Widzę produkty na stole, gary na kuchence i słyszę: "gazu!"
Niedawno krzyknęłam z drugiego pokoju: Piotrek, spakuj dresy do plecaka. Zaraz pukam się w głowę: kobieto, trzeba kontaktu wzrokowego, obrazka. Ale patrzę: dresy w plecaku. Te same co wczoraj -- więc już wie!
Rozczula mnie ta samodzielność. Zwłaszcza w kwestii skarpetek. Dziś założył dwie szare. Podobne, choć jedna w okolicy palców i pięt miała ciemne paski. Taki niuans.